Month: May 2019
Koncert na którym byłem dwa miesiące temu, ale z racji tego, że mam dwa nagrania i nie chciałem ich wrzucać tak po prostu, pomyślałem, że napiszę coś o tym wydarzeniu, wspierając się internetem, bo nie wszystko się pamięta. Trasa koncertowa, której kuratorem i dyrektorem muzycznym jest sam Hans Zimmer specjalnie zaaranżowana pod orkiestrę symfoniczną i chór, pozbawiona jakichkolwiek elektronicznych brzmień. Co ciekawe sala była wypełniona po brzegi, ale bilety nie zniknęły w jakimś zawrotnym tempie, bo w lutym było ich jeszcze sporo. Koncert odbył się w Tauron Arenie w Krakowie, więc znowu trzeba było na drugi koniec Polski śmigać. Samego kompozytora nie było tym razem na scenie, gdyż chciał się poczuć jak widz i tylko przygotował wszystko. Podczas utworów na wielkich ekranach były wyświetlane specjalnie wybrane sceny z filmów przez Zimmera, a pomiędzy utworami były puszczane wcześniej przygotowane anegdoty i ciekawostki opowiadane przez autora. Dyrygent Gavin Greenaway miał do dyspozycji Białoruskich symfoników z Teatru Bolshoi oraz śpiewaków z Belarusian Television and Radio Choir. Oprócz nich na scenie znaleźli się m.in. australijska wokalistka i kompozytorka Lisa Gerrard, mołdawska śpiewaczka i solistka operowa Valentina Naforni?ă oraz piosenkarka i kompozytorka serbskiego pochodzenia Asja Kadrić. Instrumentaliści: Pedro Eustache, Rusanda Panfili, Marie Spaemann, Lucy Landymore, Eliane Correa, Aleksandra Šuklar, Juan Herrero, Luis Ribeiro oraz Amir John Haddad. Koncert podzielony był na dwie części. Pierwsza trwała mniej więcej godzinę, po której była 20 minutowa przerwa. Do przerwy pojawiły się utwory z takich filmów, jak: Mroczny Rycerz, Król Artur, Mission Impossible 2, Pearl Harbor, oraz 20 minut muzyki z Kodu da Vinci. Po przerwie zaczęło się od bajek. Madagaskar, Mustang z Dzikiej Doliny, Kung Fu Panda, Król Lew, Hannibal, Time z Incepcji, Gladiator i Piraci z Karaibów na zakończenie. Żałuję, że mój telefon miał mało baterii i nie mogłem nagrać zbyt wiele i na Piratach nie udało mi się włączyć nagrywania. Mam takie marzenie, żeby kiedyś usłyszeć te motywy w jakiejś filharmonii, bo jeżeli chodzi o akustykę Tauron Areny to według mnie jest średnia. Może to wina miejsc na których zawsze jestem, bo są to miejsca najtańsze wysoko na trybunach. No i też instrumenty klasyczne nagłośnione nie brzmią tak samo, jak akustycznie. Ogólnie jestem zadowolony z tego koncertu, a kiedy pojawiło się Now we are free z Gladiatora przeżyłem muzyczny orgazm. PS. Ktoś wie dlaczego nie dają nakrętek do butelek z napojami na takich imprezach?
Pierwsza pełna samodzielna podróż
Cześć! Dzisiaj po ponad 3 latach od czasu kiedy nie widzę pojechałem na zajęcia wokalu zupełnie sam. Nie było to łatwe, ale poszczególne odcinki ćwiczyłem jakiś czas i w końcu nadażyła się okazja, by wskoczyć na głęboką wodę. Ile nerwów i walki kosztowało mnie to, by rodzice mi pozwolili to szkoda słów. Zamiast ułatwiać życie to utrudniają, bo oprócz przełamania własnego strachu to jeszcze trzeba tracić siły na wywalczenie, że tak to nazwę pozwolenia. Trasę od siebie z domu na przystanek PKS znam całkiem dobrze i tak samo trasę z przystanku tramwajowego do szkoły. Najtrudniejszy element układanki to przejście pomiędzy dworcem PKS w Bydgoszczy, a przystankiem tramwajowym, gdyż jest tam taki układ: Przejście bez sygnalizacji z którego wchodzimy na wysepkę i trafiamy na przejście z sygnalizacją, ale jest to ulica Jagiellońska, czyyli najbardziej ruchliwa ulica w Bydgoszczy i potem jest przejście tramwajowe z sygnalizacją. Myślę, że nie będę opisywać całej trasy szczegółowo, tylko opowiem wam o sytuacjach, które mi się przytrafiły. No to wysiadając już w Bydgoszczy na dworcu PKS musiałem wyminąć wycieczkę szkolną, następnie prawie przeszedłem na czerwonym świetle przez przejście tramwajowe, ale jakaś pani powiedziała, że czerwone jest. Nie wiem, czy się zamyśliłem, czy co, ale jakoś nie zauważyłem. I tak nic nie jechało przez 2 minuty. Kiedy stałem na przystanku tramwajowym podjechał tramwaj, ale nie usłyszałem jaki numer, więc próbowałem się dowiedzieć, ale nikt mi nie odpowiedział. Zaryzykowałem i w środku dowiedziałem się, że to zły tramwaj. Na szczęście mogłem wysiąść jeszcze na następnym przystanku. To była jedyna sytuacja, kiedy ludzie byli głusi. Na następnym przystanku podjechał tramwaj i tu szok! Motorniczy wysiadł i spytał się mnie, czy czekam na tę linię. To nie był mój tramwaj, więc grzecznie podziękowałem. Chwilę później na horyzoncie pojawił się kolejny i jakaś pani obok spytała się, czy dwójka mi pasuje. Odpowiedziałem, że tak i podszedłem do niego, gdy się zatrzymywał. Pani próbowała mnie złapać, żeby mi pomóc, ale powiedziałem, że sobie poradzę i wsiadłem. Kiedy wysiadłem miły pan spytał się mnie, czy ma mi pomóc przejść przez jezdnię, ale podziękowałem mu i pognałem na zajęcia, bo byłem spóźniony przez wolno jadącego PKS. Teraz przeskok w czasie, wracam już tramwajem i wysiadam znowu przy dworcu PKS, ale muszę się jeszcze na niego dostać z przystanku tramwajowego. Idę po prowadnicach, zaczyna się pochyły spad, więc zaczynam machać laską i szukam słupka od sygnalizacji. Dobra jest, zwrot w prawo o 90 stopnni i do przejścia. Chyba lekko zahaczyłem laską o czyjeś nogi, więc przeprosiłem, ale w tym momencie laska ominęła słup sygnalizacyjny przy przejściu przez ulicę i leciutko puknąłem w niego czołem. Niestety jakiś pan to widział, więc trochę przypał, ale przeszedłem już przez jezdnie, wysepka, jezdnia i przy krawężniku na dworzec pKS. Potem jeszcze zamiast na 9 peron, trafiłem na 10, ale coś mi nie pasowało, więc spytałem się jaki to peron i poszedłem o jeden dalej. Dalsza droga przebiegła bez dodatkowwych wrażeń. Muszę przyznać, że zmęczyła mnie ta podróż trochę psychicznie, ale myślę, że z każdym kolejnym razem będzie coraz lepiej.
Witajcie, inspirując się dawnym wpisem Jamajki o koncercie Eda Sheerana, postanowiłem napisać coś o koncercie na którym byłem w sobotę 4 maja. Farewell Yellow Brick Road, czyli pożegnalna trasa Eltona Johna z przystankiem w krakowskiej tauron arenie. Uwielbiam ten obiekt za mega sprawne wchodzenie i wychodzenie, bez żadnych kolejek przy bramkach. Początek koncertu zaplanowany był na godzinę 20 i gwiazdor wieczoru pokazując klasę nie kazał na siebie długo czekać, bo parę minut po 20 już wyszedł na scenę. Mam pewne zastrzeżenia co do akustyki, bo było trochę pogłosu i odbić. Mogliby nad tym popracować, zwłaszcza, że większość dużych koncertów jest właśnie tam. Oprócz tego pojawiały się małe przestery u Eltona na mikrofonie, ale wszystko to nie miało już znaczenia, kiedy usłyszałem pierwszą frazę. To się dopiero nazywa śpiewanie i to w takim wieku. Wiele razy chciałem śpiewać razem z Eltonem, ale było mi głupio przy takim wokalu. Na pierwszy ogień poszło Bennie And The Jets i pierwsze akordy fortepianu rozbrzmiały na sali wypełnionej jakimiś dwudziestoma tysiącami ludzi, a mi wszystkie włosy na ciele stanęły dęba. Niestety przez cały występ nie pojawiły się żadne utwory z Króla Lwa, ani Sacrifice. Współczuję mu wybierania setu na koncert z dyskografii zaczynającej się pod koniec lat sześćdziesiątych. Koncert trwał prawie dwie i pół godziny z bisami. Czas umilały takie piosenki jak: Indian Sunset, Border Song, I'm Still Standing, Don't let the sun go down on me, Crocodile Rock, Candle in the wind, Your Song, Take me to the pilot, Tiny Dancer, Philadelphia Freedom, I Guess That's Why They Call It the Blues, Think It's Going to Be a Long, Long Time, Burn down the mission i jeszcze trochę. Sam Elton nie mówił za dużo pomiędzy piosenkami, ale kiedy przywitał się z publicznością i powiedział, że "Today is a bitter sweet night, because it's our last ever show in Poland", większość ludzi jakby nie zrozumiała i zaczęła się cieszyć. Żałuję, że był to mój pierwszy i już ostatni koncert Eltona Johna, bo było to coś niesamowitego. Ponagrywałem trochę piosenek swoim iphonem w formacie wideo 1080p 60fps, dlatego, że chciałem pokazać rodzinie i znajomym, ale poprzerabiam na mp3 i coś tutaj powrzucam.