Categories
Przygody

Chrzest Ognia, czyli samodzielna wyprawa do Filharmonii Pomorskiej.

Od kiedy zacząłem jeździć sam do miasta i poruszać się trochę po mieście minęło kilka miesięcy. W filharmonii szykował się fajny koncert, ale wszyscy byli albo w pracy, albo bez kasy, lub ewentualnie niezbyt zainteresowani, więc stwierdziłem, że nie będę tracić okazji i wybiorę się sam. Dzisiaj nadszedł ten dzień, więc wystroiłem się i ruszyłem na przystanek pks. Kiedy znalazłem się już w centrum Bydgoszczy okazało się, że jest ulewa, tak żeby nie było za łatwo. Szybkim krokiem na tramwaj, chwila czekania i jedziemy 5 przystanków. W tym momencie byłem już cały mokry, ale trudno. Trasę z przystanku tramwajowego do filharmonii przeszedłem raz z koleżanką, więc nie było najgorzej. Troszkę niepewnym krokiem, spacerkiem udało mi się dotrzeć do budynku przy fontannach i wszedłem do środka. Słyszałem kilka rozmów tu i tam, więc powiedziałem dzień dobry do najbliższych osób i po chwili podeszła jakaś pani i spytała się, czy na koncert. Powiedziała, że muszę trochę poczekać, bo mają odprawe i potem otwierają kasy, więc podprowadziła mnie do krzesełka i tam poczekałem kilka minut. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna o ładnym głosie i spytała się, czy ma mnie podprowadzić. Odpowiedziałem, że tak, proszę, ale najpierw chciałbym do szatni, żeby zostawić kurtkę. Po wizycie w szatni owa dziewczyna zostawiła mnie przy wejściu do sali koncertowej ze swoją koleżanką i zostałem poprowadzony do kolejnego krzesełka, bo salę otwierali dopiero za kilkanaście minut. Ciekawe, że ta druga dziewczyna też miała bardzo ładny głos. Trzeba będzie częściej się wybierać na koncert, skoro taka fajna obsługa tam jest. Kiedy przyszedł czas na wejście podeszła do mnie wcześniej wymieniona pracownica i podprowadziła mnie na miejsce. Zaproponowała, że może przyjść po mnie w czasie przerwy, jakbym chciał wyjść gdzieś. Po koncercie rozłożyłem laskę i podszedłem do rozmawiającej pary pytajac się, czy mogliby poprosić kogos z obsługi, żeby pomógł mi wyjść. Okazało się, że kobieta była pracownicą i zaprowadziła mnie do szatni, a potem do wyjścia. Bardzo się uradowałem, dowiadując się, że na dworzu leje jeszcze bardziej. Była godzina 21:50, a o 22:15 miałem pks. Zaciskając zęby ruszyłem minimalnie znaną mi trasą. Po drodze zrównali się ze mną ludzie i wymieniliśmy parę komentarzy, ale każdy spieszył się do jakiegoś suchego miejsca. Jakoś dotarłem szybko na przystanek tramwajowy. Szacun dla kierowcy autobusu, który czekał na przejściu, aż je znajdę i przejdę przez nie, a zajęło mi to chwilkę. W tramwaju byłem już zdenerwowany, bo miałem bardzo mało czasu. Ruszyłem o 22:02 i po 4 przystankach wysiadłem. Szczęście mi sprzyjało, bo miałem zielone światło, więc szybkim krokiem przez ulicę, potem drugą bez sygnalizacji i szybko na dworzec pks. Ku***a, jakie tam były kałuże. Buty miałem przemoczone, włosy i w ogóle wszystko, ale ostatecznie zdążyłem na styk, bo autobus już stał na peronie, kiedy na niego dotarłem. Po takim teście bojowym na samodzielne poruszanie się chyba jestem gotowy na wszystko. Kto dotrwał do końca dowie się, że niedługo będzie recenzja koncertu i pewnie jakieś nagrania.

Od kiedy zacząłem jeździć sam do miasta i poruszać się trochę po mieście minęło kilka miesięcy. W filharmonii szykował się fajny koncert, ale wszyscy byli albo w pracy, albo bez kasy, lub ewentualnie niezbyt zainteresowani, więc stwierdziłem, że nie będę tracić okazji i wybiorę się sam. Dzisiaj nadszedł ten dzień, więc wystroiłem się i ruszyłem na przystanek pks. Kiedy znalazłem się już w centrum Bydgoszczy okazało się, że jest ulewa, tak żeby nie było za łatwo. Szybkim krokiem na tramwaj, chwila czekania i jedziemy 5 przystanków. W tym momencie byłem już cały mokry, ale trudno. Trasę z przystanku tramwajowego do filharmonii przeszedłem raz z koleżanką, więc nie było najgorzej. Troszkę niepewnym krokiem, spacerkiem udało mi się dotrzeć do budynku przy fontannach i wszedłem do środka. Słyszałem kilka rozmów tu i tam, więc powiedziałem dzień dobry do najbliższych osób i po chwili podeszła jakaś pani i spytała się, czy na koncert. Powiedziała, że muszę trochę poczekać, bo mają odprawe i potem otwierają kasy, więc podprowadziła mnie do krzesełka i tam poczekałem kilka minut. Podeszła do mnie jakaś dziewczyna o ładnym głosie i spytała się, czy ma mnie podprowadzić. Odpowiedziałem, że tak, proszę, ale najpierw chciałbym do szatni, żeby zostawić kurtkę. Po wizycie w szatni owa dziewczyna zostawiła mnie przy wejściu do sali koncertowej ze swoją koleżanką i zostałem poprowadzony do kolejnego krzesełka, bo salę otwierali dopiero za kilkanaście minut. Ciekawe, że ta druga dziewczyna też miała bardzo ładny głos. Trzeba będzie częściej się wybierać na koncert, skoro taka fajna obsługa tam jest. Kiedy przyszedł czas na wejście podeszła do mnie wcześniej wymieniona pracownica i podprowadziła mnie na miejsce. Zaproponowała, że może przyjść po mnie w czasie przerwy, jakbym chciał wyjść gdzieś. Po koncercie rozłożyłem laskę i podszedłem do rozmawiającej pary pytajac się, czy mogliby poprosić kogos z obsługi, żeby pomógł mi wyjść. Okazało się, że kobieta była pracownicą i zaprowadziła mnie do szatni, a potem do wyjścia. Bardzo się uradowałem, dowiadując się, że na dworzu leje jeszcze bardziej. Była godzina 21:50, a o 22:15 miałem pks. Zaciskając zęby ruszyłem minimalnie znaną mi trasą. Po drodze zrównali się ze mną ludzie i wymieniliśmy parę komentarzy, ale każdy spieszył się do jakiegoś suchego miejsca. Jakoś dotarłem szybko na przystanek tramwajowy. Szacun dla kierowcy autobusu, który czekał na przejściu, aż je znajdę i przejdę przez nie, a zajęło mi to chwilkę. W tramwaju byłem już zdenerwowany, bo miałem bardzo mało czasu. Ruszyłem o 22:02 i po 4 przystankach wysiadłem. Szczęście mi sprzyjało, bo miałem zielone światło, więc szybkim krokiem przez ulicę, potem drugą bez sygnalizacji i szybko na dworzec pks. Ku***a, jakie tam były kałuże. Buty miałem przemoczone, włosy i w ogóle wszystko, ale ostatecznie zdążyłem na styk, bo autobus już stał na peronie, kiedy na niego dotarłem. Po takim teście bojowym na samodzielne poruszanie się chyba jestem gotowy na wszystko. Kto dotrwał do końca dowie się, że niedługo będzie recenzja koncertu i pewnie jakieś nagrania.

8 replies on “Chrzest Ognia, czyli samodzielna wyprawa do Filharmonii Pomorskiej.”

Brawo. Dobrze, że się w tym deszczu nie rozpłynąłeś i że trafili Ci się życzliwi ludzie, nawet z fajnymi voice’ami. 😉

Zapomniałem napisać o miłej starszej pani na przystanku, która spytała się, którym tramwajem chcę jechać po koncercie. Denis, a za taksówkę też pejpalen und becalen?

I to jest właśnie dowód, że można, jeśli się chce. Fakt, że nie zawsze jest łatwo, ale warto. Jestem pełna podziwu i trzymaj tak dalej. 🙂

Elegancko. Ty kobieciaaaarzu ty 😀 Samplamy się zajmuj, a nie po filharmoniach się szlajasz xD A potem mokry wracasz. 😀 ta starsza babka to pewnie babcia Henia była xd

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

EltenLink